2009.09.07 - Statek na Wiśle nie jest zbytkiem, ale promocją
Dodane przez admin dnia 07.09.2009 11:08
Statek na Wiśle nie jest zbytkiem, ale promocją
Hubert WoĽniak

Nie zgadzam się z argumentami ludzi, którzy twierdzą, że samorząd może kupić statek na Wisłę wyłącznie wtedy, gdy jego eksploatacja nie przyniesie strat. Dla mnie wykorzystanie takiej jednostki do promocji miasta przyniesie niepoliczalne zyski.
Statek można wykorzystywać na sto sposobów. Nasza redakcja z okazji 16- lecia wykorzystała
Statek można wykorzystywać na sto sposobów. Nasza redakcja z okazji 16- lecia...
Kupimy statek, jeśli nie będziemy do niego dopłacać - tak w skrócie można wyrazić obawy radnych, którzy wkrótce będą decydować o kształcie przyszłorocznego budżetu miasta. Najbardziej konsumpcyjnego, bo wyborczego budżetu. Statek musi się w nim znaleĽć. Zamiast bać się, że przyniesie straty, czas pomyśleć, jaką jednostkę kupić i jak ją wykorzystać, by strat nie przynosiła.

Argumentów przemawiających za tym, by jedna z gminnych spółek kupiła statek, są setki. Są te odwołujące się do tradycji. Płock zawsze był związany z rzeką. Pamiętam opowieści z dzieciństwa o kursujących po Wiśle bocznokołowcach. Kto się przed I wojną światową wybierał do Warszawy lub Włocławka, wsiadał w nocy na statek i nad ranem był na miejscu.

Bocznokołowce to także krajobraz Płocka z lat 60., kiedy stała jeszcze drewniana przystań, a w mieście pojawili się inżynierowie z Petrobudowy.

Mam wrażenie, że najlepszy czas dla żeglugi po Wiśle to lata 70. Pamiętacie, że z Płocka do Warszawy można było popłynąć wodolotem? Dla mnie ten okres to statki spacerowe, takie same jak pływająca do ubiegłego roku "Rusałka". Nie tylko sama w sobie była atrakcją, jestem pewien, że obudziła nostalgię w wielu płocczanach. Była jak powrót saturatorów na Tumską.

Gdy pod koniec ubiegłego roku odpłynęła - pokazała coś, z czego przestaliśmy zdawać sobie sprawę. Skarpa i Wzgórze Tumskie idealnie prezentuje swoją unikalną urodę z Wisły. Nie przez przypadek krajobraz ten zakrólował na pocztówkach z Płocka. A na tumach przecież skarpa się nie kończy. Rejs w górę czy w dół rzeki zawsze jest dla mnie przeżyciem. Zresztą, gdzie jest drugi taki akwen jak zalew między Płockiem a Włocławkiem? Politycy rządzący krajem, jak Leszek Miller czy Jarosław Kaczyński, pływali "Rusałkami" i do dziś to wspominają.

Prywatny kapitał często przychodzi w miejsca, które wcześniej zostały uatrakcyjnione za publiczne pieniądze. Tak było np. ze Starym Rynkiem. Ratusz odrestaurował go i zaczął uatrakcyjniać, inwestując w remont kamienic i przesiedlenia mieszkańców. Dziś prywatny kapitał sam szuka miejsca na starówce pod biznes.

Teraz czas na Wisłę. Odrzucam argumenty: spółka gminna nie może przynosić strat. Płockie spółki potrafią wyczyniać głupoty, jak gra na giełdzie papierów wartościowych, która zakończyła się stratą 2 mln zł. Dokładnie tyle kosztował tramwaj wodny, który płocka stocznia rzeczna zbudowała właśnie dla Koszalina. Nie wspominając o ciągłych, kilkakrotnie większych stratach finansowych szpitala miejskiego, także gminnej spółki.

Przypomina mi się kartka na biurku jednego z moich szefów, z napisem: "Nie przychodĽ do mnie z problemem, jeśli nie masz przynajmniej jednego pomysłu na jego rozwiązanie". Zamiast powtarzać, że spółka nie może tracić - znajdĽmy taką formułę funkcjonowania statku, by tej straty nie przynosił. Może zamiast szukać w kraju gruchota do kupienia, ratusz powinien zamówić w stoczni jednostkę, która będzie np. funkcjonowała przez cały rok?

Warto pamiętać, że kolejka w sklepie nie jest dowodem na ruch, ale na złą organizację pracy. Kupmy więc statek na Wisłę i zorganizujmy mu pracę.

¬ródło: Gazeta Wyborcza Płock