2009.09.07 - Zaskakująca awaria
Dodane przez admin dnia 07.09.2009 11:01
W sobotę, 29 listopada 2008 lodołamacz czołowy BASIOR 1000 KM, 170 cm zanurzenia, (armator firma „Revers” kpt. Orłowskiego) w rejsie z Płocka do Włocławka na dyżur lodowy, wszedł na przeszkodę podwodną którą stanowią larseny zabite do przegrody śryżowej w szlaku żeglownym w km. 636 (1 km poniżej nabrzeża rozładunkowego Płock-Winiary). W wyniku kolizji statek doznał przebicia i zalania pomieszczeń socjalnych. Maszynownia jest sucha i sprawna.

Zejście z tej przeszkody uniemożliwia obniżony o 50 cm stan wody na Zbiorniku Włocławskim, wobec czego statek zawisł na przeszkodzie, a jeden z larsenów przebiwszy poszycie wszedł do środka kadłuba. Uszczelnienie kadłuba przez zatremplowanie będzie bardzo utrudnione z uwagi na zbyt duży przeciek, którego nie są w stanie usunąć pompy. Podsunięcie płachty awaryjnej nie wchodzi chwilowo w rachubę. Ratownicy oczekują podniesienia się lustra wody Zbiornika.

Istnieją obawy, że przy tym fatalnym wypadku żeglugowym zmiana kierunku wiatru ze słabego południowego na ostry zachodni, może spowodować niebezpieczne dla sytuacji falowanie, co w tym rejonie często się zdarza.

Należy zauważyć, że Zalew Włocławski jest uznany za drogę wodną klasy Va z głębokością tranzytową 280 cm i zatem w szlaku żeglownym nie powinno być tego rodzaju przeszkód, a gdyby się takie pojawiły, powinny być przez służby liniowe administracji wodnej odpowiednio oznakowane.

Wiadomość do naszej redakcji przysłał kpt.ż.ś. Adam Reszka ekspert ZPA¦, na podstawie relacji naocznego świadka - kpt.ż.ś. Witolda Łożewskiego – wiceprezesa ZPA¦.
Dodane przez Apis dnia 30.11.2008· 5 komentarzy · 904 czytań · Drukuj · Czytaj więcej
Komentarze
#1 | Adam Reszka dnia 01.12.2008
W dniu dzisiejszym - 1 grudnia 2008 r. w godzinach przedpołudniowych, ekipie ratowniczej udało się zdjąć z podwodnej przeszkody w szlaku żeglownym unieruchomiony i przytopiony lodołamacz BASIOR, który został odholowany do płockiej stoczni na Radziwiu i w chwili obecnej jest już wyslipowany na pochylni do remontu. Rzeczoną przeszkodę stanowiły zbyt krótko ucięte przez nurków larseny po przegrodzie śryżowej, a zwłaszcza jeden z nich, który wbił się do środka kadłuba statku, rozpruwając go pod pomieszczeniami socjalnymi na przestrzeni o dług. 7 m i zatrzymując się na grodzi wodoszczelnej do maszynowni. Ekipa ratownicza podwiązała dziób BASIORA do dziobu innego lodołamacza i kiedy po dwóch dobach podniesiono lustro wody Zbiornika Włocławskiego o 50 cm do stanu normalnego, udało się go zdjąć z przeszkody. Zabezpieczony przed zatonięciem przez podwiązanie dziobu, został delikatnie przeholowany rufą do przodu przez trzeci lodołamacz. Obserwujący dzisiejszą akcję ratowniczą obecny w Płocku na Winiarach kpt.ż.ś. Jerzy Pielaciński - armator "Żeglugi Wyszogrodzkiej", wyraził dla sprawności i profesjonalizmu ekipy najwyższe uznanie.
#2 | Apis dnia 01.12.2008
Gdyby sprawców awarii obciążono kosztami slipowania i remontu poszycia oraz kosztami przywrócenia do stanu poprzedniego pomieszczeń socjalnych na lodołamaczu, gdyby jeszcze pojawiło się akurat zalodzenie i wycofany z dyżuru lodołamacz nie usunął na czas jakiegoś zatoru - prędko w Polsce nauczylibyśmy niechlujów moresu. Płaciliby do końca życia za niedbalstwo.
#3 | Adam Reszka dnia 01.12.2008
Mam takie dziwne przeczucie, że armator BASIORA p. Orłowski będący na "garnuszku" RZGW - bo od tej Dyrekcji dostaje zlecenie na lodołamanie - nie będzie domagał się sądownie zadośćuczynienia w formie odszkodowania. Nie znam treści umowy między tymi stronami, ale mam znajomość tej problematyki z dawnych czasów, kiedy jako arbiter w sporze zmuszony byłem wprowadzić pojęcia DOZÓR i DYŻUR w odniesieniu do lodołamacza i załogi. Jeśli nie było zalodzenia, statki te stały w Porcie Lodołamaczy we Włocławku na DOZORZE, kiedy na pokładzie nie było pełnej załogi, która pojawiała się dopiero w pelnym składzie na DYŻUR w pełnej gotowości "pod parą" przed spodziewanym zagrożeniem lodowym. Wynikały stąd różne stawki za dobowe czuwanie, inne też za udział w konkretnej akcji lodołamania. Jeśli łączne koszty usunięcia awarii (akcja ratownicza, slipowanie, oględziny PRS, naprawa wręgów, spawanie poszycia, odbudowa pomieszczeń socjalnych, etc.) przekroczą możliwości finansowe armatora, to być może zażąda wtedy odszkodowania?
#4 | Agnieszka Flis dnia 04.12.2008
Pech chciał, że zaistniały wypadek przytrafił się akurat lodołamaczowi kpt. Orłowskiego..Tak naprawdę mogłoby to się przydarzyć każdemu, kto niefortunnie trafiłby na tego typu przeszkodę. Nie do pomyślenia jest fakt, jak można doprowadzić do takich zaniedbań na szlaku żeglownym! Każdy bez problemu wygrałby proces sądowy w tej sytuacji, to oczywiste. Bez znaczenia jest to, czy wypadek miał miejsce na rzece czy na drodze - jeśli służby za nie odpowiedzialne (a w tym wypadku jest to ewidentnie RZGW) zaniedbały własne obowiązki, przez co naraziły kogoś na straty finansowe i są na to dowody - każdy sąd przyznałby odszkodowanie. Cóż, kwestia uregulowania polskich rzek, pozostawia ogólnie wiele do życzenia, zwłaszcza w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Współczuję, że ta przykra sytuacja przytrafiła się akurat firmie Revers. Zarządzam zagraniczną firmą, a o działaności revers dowiedziałam się przez przypadek, odwiedzając ich stronę internetową www.lodolamacze.pl. Wielokrotnie korzystaliśmy z usług świadczonych przez revers
i nigdy nie mieliśmy do niej najmniejszych zastrzeżeń..
#5 | Szafranek dnia 05.12.2008
Szanowni moi szlak żeglowny to jest takie cuś co musi (choć nie wtym kraju),a przynajmniej powinno być oznakowane i utrzymane w jak naj lepszym porządku.Co do Wisły rzeki całkiem nie przewidywalnej mam wielki szacunek,ale to nie znaczy,że zwalniam od odpowiedzialności służby pod tytułem RZGW.Szczęsie wtym całym nieszczęsciu jest to,że nikt nie zginą statek można odtwożyć człowieka nie.Zaniedbania jakie są na Wiśle,są nie doopisania to trzeba przepłynąć,żeby móc sobie wyrobić odpowiednią opinię.Bendąc wtym roku gdzieś na przełomie czerwca i lipca na Wiśle nie potrafiłem zrozumieć Kapitana Jerzego Pilacińskiego,który znając bardzo dobrze rzekę mimo wszystko ją sondował.Po Wiśle nie ma pływania na pamięć,a bojek ani bakenów nie ma,a mało tego nie ma też winnego za taki stan.Co do odszkodowania to podejrzewam,że statek jak i załoga są ubezpieczeni,(chyba ,że nie bo unas wszystkie chwyty dozwolone)to ubezpieczenie powinno pokryć koszty nmaprawy statku i wyegzekwoać od RZGW środki na ten cel.Dalej twierdzę,że wtym kraju nie ma gopodarza.Róbmy wsoje pozdrawiam serdecznie Szafranek.Angry

¬ródło: http://www.zegluga.wroclaw.pl